poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Nie ma Zbawienia dla Wiedźm! [LotFP]

Raczej staram się nie pisać na blogu o wszelkich zbiórkach na erpegowe dobra w jakich biorę udział, ale czasem nie ma wyjścia. 

Dziś wystartowała kampania na IndieGoGo której celem jest sfinansowanie kolejnej z przygód do Lamentations of the Flame Princess, w miarę popularnego retro-klona, którego autorem jest James Raggi
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i pewnie nie pisałbym o niej jak i o poprzednich zbiórkach Raggiego (w końcu zainteresowani i tak na nie trafią), ale...

Nie jest to taka zwyczajna zbiórka, autor próbował już w podobny sposób sprzedawać swoje książki na fińskich konwentach, gdzie akcje cieszyły się sporym wzięciem (nie dziwne). 

Mówi Wam coś akronim PWYW? Jeśli nie zapraszam na koniec notki*

Jeśli mówi to jesteśmy w domu, na konwentach sprzedało się podobno sporo książek za "co łaska", i o ile dla elektronicznych formatów nie jest to aż tak "zabójczy" model sprzedaży, biorąc pod uwagę niższe koszty produkcji, to uwzględniając spore koszty druku i samej pracy przy nim wydaje się już dużo bardziej ryzykowny dla fizycznych podręczników.

Ale Raggi znany jest z lekkiej ekstrawagancji i (robienia sobie fotek bez koszuli) oraz tego że ma wywalone na wszystko... ;)
Więc postanowił właśnie w tej niecodziennej formule sfinansować najnowszą przygodę autorstwa Rafaela Chandlera (dość rozpoznawalnego koleżki w światku OSRowych i horrorowych erpegów).

Szczerze mówiąc to chyba pierwsza taka zbiórka z jaką się spotkałem, zwykle są progi i odgórnie ustalone ceny, tutaj jest tylko parę konkretów a cenę jaką jesteś gotowy zapłacić ustalasz sam od 1 euro wzwyż. Zaraz po zakończeniu zbiórki otrzymasz PDF a książki pójdą do druku i gdzieś w okolicach października będą wysyłane (koszty wysyłki do opłacenia poza zbiórką). Limit to maksymalnie jedna książka (z PDFem) dla wpłacającego.

Póki co średnia wpłat wychodzi całkiem przyzwoita, i aż nie mieści się w głowie, że ktoś mógłby za 64 stronicową przygodę w pełnym kolorze, twardej oprawie formatu A5 (coś jak wydany wcześniej przez nich, bardzo udany Vornheim), dać mniej niż te kilka/naście/dziesiąt euro ;)

Czy taki model wydawania się przyjmie, podobnie jak z PDFami?
Szczerze wątpię, to raczej kolejny ekscentryczny pomysł czy raczej eksperyment Raggiego i pewnie kolejne zbiórki będą już bardziej tradycyjne w formie, chociaż oczywiście mogę się mylić... 

Jednak ryzyko jest zawsze spore, zwłaszcza dla małego studia bez bazy wiernych fanów.
Raggi przez te kilka lat zdołał sobie wypracować spore grono fanów, więc raczej o powodzenie nie tylko finansowe tego przedsięwzięcia jestem spokojny. 

O wynikach zbiórki pewnie dowiemy się za jakieś 3 tygodnie, James nie omieszka zapewne podsumować wyników i podać ciekawostek, więc myślę że warto poczekać do tego 25 sierpnia, i jeśli nie wesprzeć finansowo, to chociaż pogratulować autorowi dość odważnej decyzji.

Było nie było w moich oczach James urasta do rangi dość szalonego pasjonata staroszkolnych gier fabularnych, niestroniącego od nieszablonowych pomysłów i idących w awangardzie obecnych wydawców czy jak się to u nas mówi w kraju "dizajnerów". 
Wielki szacunek.

Uprzedzając głupie pytania, nie wiem czy utrzymuje się z pisania RPGów czy do interesu raczej dokłada, czy ma z tego jeansy, jaguara, komornika na karku i nie bardzo mnie to interesuje.
Myślę, że warto było o nim i o tej akcji wspomnieć w kilku słowach, bo przyznacie, że dość niecodzienna to sprawa. Warta wzmianki, nawet jeśli blog ten wielce poczytny nie jest i żadne to "Exegi monumentum" dla autora.
Cóż, łudził się nie będę że ktoś z TIME'u tu wpadnie przypadkiem i znajdzie idealny materiał na artykuł do kolejnego numeru ;)


 Dla tych, których zainteresowałem zbiórką link do No Salvation for Witches, raz jeszcze.


*Pay What You Want, zapłać ile chcesz, jakiś rok temu zrobiło się to dość popularne w światku erpegowym (wcześniej zdaje się zaproponowała taki model sprzedaży m.in. branża muzyczna). 
Między innymi dzięki Evil Hatowi RPGNow/DriveThruRPG wprowadziło u siebie taką formę sprzedaży PDFów i sporo produktów od tego czasu ląduje w różnych miejscach właśnie w tym modelu dystrybucji. Na czym to polega pewnie wiecie, ale z obowiązku wspomnę - wpłacacie dowolną kwotę, często może być nawet zerowa i pobieracie produkt za tyle ile wpłaciliście. Jeśli nie zapłaciliście nic to zwykle nic nie stoi na przeszkodzie gdy po lekturze produkt wam się spodoba (albo i nie) wpłacić autorowi jakąś kwotę. Co dość oczywiste metoda opiera się na zaufaniu twórcy do odbiorców swoich dzieł. Z drugiej strony jest dość przyjazna dla odbiorców z mniej zasobnymi portfelami i jest ciekawą alternatywą dla tradycyjnej wymiany dóbr (towar - sztywna cena), która znajduje coraz nowsze zastosowania (jak widać i w branży tak niszowej jak fabularne gry i zabawy).

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

@Co dość oczywiste metoda opiera się na zaufaniu twórcy do odbiorców swoich dzieł.

Nie na żadnym zaufaniu, a na na ludzkiej potrzebie odwzajemniania, którą jako istoty społeczne mamy bardzo głęboko zakorzenioną w psychice. W latach 70-tych plagą amerykańskich lotnisk byli naciągacze zaczepiający ludzi i wręczający im kwiatek w imię miłości, pokoju na świcie lub podobnych. Gdy ofiara przyjęła prezent była równie uprzejmie proszona o wsparcie finansowe jakiejś sprawy. Psychologiczna potrzeba odwzajemnienia sprawiała, że wielu naciągniętych wręczało pieniądze, choć w innych okolicznościach po prostu zignorowali by natręta. Ten schemat jest do dziś wykorzystywany przez wszelkiej maści oszustów i naciągaczy.

PWYW wykłada od razu kawę na ławę ale generalna zasada jest ta sama - dostajesz kwiatek i wyczekujące spojrzenie. Ci, którzy nie chcą płacić i tak by spiracili produkt, więc próbuje się doić tych, którzy jakieś tam sumienie mają.

KFC pisze...

Wszystko zależy od punktu widzenia. Moim zdaniem porównanie nie dośc trafne.
Po pierwsze nikt ci tego podręcznika nie wciska więc nie musisz się czuć zobligowany do czegokolwiek, kto spiraci i tak spiraci racja, bycia gnojkiem trudno się oduczyć.
Kto może da więcej w imię jakichś tam swoich "widzi misię", jego wola, ja nie widze tu wyczekującego spojrzenia. W tekście zbiórki tez nie ma o tym mowy poza jednym zdaniem, że autor liczy na fair postawę, czy to bedzie 5, 15, czy 500 euro, twój wybór. Ja tu nie widzę "dojenia", a tym bardziej oszustwa czy naciągania, po prostu inne podejście, a co z tym zrobisz twoja sprawa. Oszustem czy dojącym możesz być co najwyżej ty sam dając jakieś grosze.

Anonimowy pisze...

@"Po pierwsze nikt ci tego podręcznika nie wciska więc nie musisz się czuć zobligowany do czegokolwiek"

Ale się czujesz i to właśnie chodzi. :-) Nie zarzucam Raggiemu złych intencji ale prostuję, że ufność w uczciwość opiera się tutaj głównie na psychologicznej zagrywce. Opierając się na ufności mógłby wrzucić ten materiał na torrenta i prosić o wsparcie na stronach dodatku ale nie zrobi tego, bo w mniej lub bardziej uświadomiony sposób zdaje sobie sprawę, że potrzeba odwzajemnienia ma ograniczony zasięg i czas trwania. Najlepiej działa w chwili "obdarowywania" w otoczeniu słów-kluczy takich jak "generosity", "interest in the project" i "trust" powtórzone 3 razu pod rząd. ;-)

Domyślny datek 100 EUR też nie jest przypadkowo dobrany - ma sugerować oczekiwaną wartość wsparcia.

Prześlij komentarz